poniedziałek, 26 listopada 2012

Ten co nie ma sobie równych...

Jest jesień 2008 roku. Jestem totalnie zagubiony. Zacząłem klasę maturalną, zdążyłem usłyszec kilka dołujących zdań dotyczących mojej przyszłości, dostawałem kolejne plomby w twarz od osób, które były dla mnie bardzo bliskie. Do tego ten stan trwa w zasadzie od ponad roku, pomału zaczynam miec dosyc czegokolwiek dookoła. Chlanie w opór też raczej nie poprawia mojego samopoczucia, chociaż bardzo bym chciał żeby było inaczej. Jedynym co przytrzymuje mnie przy życiu jest rap. Podpięty do słuchawek jak do kroplówki, w zasadzie nie istnieje dla mnie świat, poza tym co brzmi w moich słuchawkach.

Któregoś dnia sprawdzam rapowe "świeżynki" do przesłuchania. Nowy singiel Zeusa. Nie mam zbyt dużego pojęcia kto to jest, poza tym, że to znajomy OSTRa z Teofki i razem mieli kawałek o tym, że zagłuszą Łódź. Odpalam "Jeszcze więcej". Wow, ale buja! Ma chłopak power, ciekawe, ciekawe, sprawdzimy co tam dalej zmontuje.

Nie był to czas kiedy fajnie zapowiadające się płyty kupowałem, toteż tuż po premierze "Co nie ma sobie równych" ląduje na moim dysku ze sklepu peb.pl. Pamiętam, że jest niedziela rano. Akurat mam chwilkę, przesłuchamy. Odpalam.

Petarda. Przy pierwszym przesłuchaniu siedziałem jak zaczarowany. Przy drugim latałem jak wariat po pokoju. Była to jedyna płyta, którą po pierwszym przesłuchaniu katowałem na repeacie przez cały dzień. Nigdy wcześniej i nigdy później nie zdarzyło mi się coś takiego.

Ta petarda, którą odpalił Zeus, była tym czego potrzebowałem. Można w to wierzyc, albo i nie, ale ta płyta zmieniła moje życie. Przewartościowałem priorytety, otworzyłem się, wrzuciłem na kompletny luz. Fajnie było słyszec później "dobrze, że ci się wtedy przestawiło, byłeś wcześniej nie do zniesienia, wróciłeś w końcu do nas!". Stałem się jednym z tych, którzy nie mają sobie równych.

A do dzisiaj nie znam nic lepszego na doładowanie niż "Jestem tu" ;).

Cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz