sobota, 24 listopada 2012

Bolą nóżki, bolą (10 października 2012)


Nie ma to tamto. Praca to nie przelewki. 8 godzin trzeba stać, to się stoi i już. Chyba, że można usiąść. To się siada i cieszy nieopisanym szczęściem.

W życiu nie przejechałem tylu kilometrów windą co dzisiaj. To takie wrażenia z pracy, którymi mogę się podzielić. I że jest ciężko, jak zawsze na początku. Organizm nie przyzwyczajony, ludzi żadnych się nie zna. Pomału, krok po kroczku, będzie coraz lepiej. Taką mam nadzieję, hihi.

No ale praca ma inny aspekt. Musiałem sobie dzisiaj o 20 min skrócić bieganie. Powinienem biegać ponad 80 min, przebiegłem nieco ponad godzinkę. Dałbym radę więcej, ale nie mam ochoty się zajechać. Jak się już przyzwyczaję do wysiłku "pracowego" to będę mógł biegać i 150 minut. Póki co postanowiłem, że jeśli nie będę się czuł na siłach, nie lecę w opór. Co nie oznacza, że zamierzam odpuszczać. Co to to nie. Wręcz przeciwnie, dalszy progres jest jak najbardziej w cenie.

Generalnie to miło wiedzieć, że przebiegam sobie godzinkę, ot tak. Bez zadyszki, nawet, w zasadzie, bez spocenia się. Jest super!

Tylko nie wiem kiedy się umówię na hiszpański :(. Nie mam czasu dla Love, a co dopiero na naukę lengłydżów... Mam nadzieje, że z czasem wszystko się wyprostuje...

Swoją drogą, w takich trudnych chwilach człowiek przekonuje się, na kim może polegać i kto go wspiera - to raz. A dwa... doceniamy fajne po czasie, oj doceniamy.

Wszystko dąży ku lepszemu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz