piątek, 7 grudnia 2012

Biało - pomarańczowo - czarno

Nie, nie chodzi o barwy mojej ulubionej drużyny piłkarskiej. Nie są to nawet barwy mojej nieulubionej drużyny. Nie są to nawet barwy, które lubię.

To są barwy zimy. Miejskiej zimy. Takiej gdzie kiedy spadnie śnieg robi się jaśniej, a jednocześnie pomarańczowiej. Bo o ile na codzień pomarańcz latarni jest dostrzegalny, to biały śnieg odbijający kolor tychże dominuje za oknem. A czarno dlatego, że ciężko bezrobotnemu i bezstudenckiemu człowiekowi wstać zimą o takiej godzinie, żeby było jasno dłużej niż 3-4 godzinki ;).

Oj lubię spacerki tą porą. Kolory i widoczki są wyjątkowe, szczególnie kiedy mróz powoduje, że śnieg tak magicznie się mieni. Brzmi to strasznie dziecinnie i trywialnie, ale, gaddemyt, komu się to nie podoba? Do tego wszystko pustoszeje. Aut nie ma, bo strach jeździć w taką pogodę, z domu tez nie ma co wyściubiać nosa, w końcu można tylko zmarznąć i złapać jakieś choróbsko (uwielbiam ten tok myślenia, szczególnie, że zazwyczaj jest na odwrót ;)). Pusto! Wczorajsze bieganie na pewno nie byłoby tak przyjemne, gdyby nie to, że oprócz innych biegających spotkałem może ze dwie osoby. Cisza i święty spokój!

Właśnie, swoją drogą śnieg fajnie tłumi dźwięki, lubię to otępiałe "udźwiękowienie" zimy.

No i najwyższa pora na moje biało - pomarańczowo - czarne płyty! Zawsze się zastanawiałem się czy tylko ja tak mam, że płytom czy piosenkom przypisuje jakieś tam kolory? Często kolory te czerpę z okładek płyt, czy z tonacji kolorowej teledysków. Czasem jest tak, że po prostu jakiś kolor mi pasuje pod daną muzykę i tak zostaje.

I właśnie teraz dominuje muzyka w tych trzech tytułowych kolorach. Jest to baaaardzo ceniona przeze mnie trójca. Na pewno spory udział w tym, że kojarzą mi się z zimą ma fakt, że wszystkie ukazały się w tej porze roku, ale ich klimat też jakoś tak kojarzy mi się z zimą.

Co to za płyty? Po pierwsze "Life after deaf" Pjusa. Wyjątkowa, bo jakże nie mogłaby być wyjątkowa, skoro nagrana została przez osobę nie słyszącą w naturalny sposób? Ciężka w brzmieniu i przekazie, ale jednocześnie bardzo bezpośrednia i prosta. Zupełnie jak zimowy wieczorny spacer. Jest ci zimno, ciemno, często także mokro, a jednak decydujesz się wyjść z domu. Nie kombinujesz w jakieś wybujałe trasy, idziesz najprostszą możliwą, byle się przejść i wrócić spowrotem do ciepła. Nie jest lekko, ale po wszystkim masz satysfakcję, z tego, że wyszedłeś poza schemat tkwicia w domu. Dokładnie takie odczucia mam z tą płytą. Do tego ten genialny "Dinozaur" na magicznym bicie. Jeszcze wrócę do tego kawałka niejednokrotnie tej zimy ;).

Drugi album to... Album. Zeusa ;). Jak już dało się zaobserwować wcześniej jest to jeden z moich ulubionych artystów. Z 3 płyt, które wydał do tej pory ta jako jedyna kojarzy mi się z zimą, chociaż ma bardzo ciepły funkowo - energetyczny klimat. Chyba właśnie ten efekt rozgrzewania jest tutaj najistotniejszy. Nie jest to wakacyjna bomba energii czy jakiś ciężki, miażdżący brzmieniem klimat, tylko właśnie takie delikatne granie, w sam raz na wyleczenie lekkiej zimowej chandry. Taka płyta na przeczekanie do wiosny i puszczenie na fulla przez okno "Jestem Tu" :).

No i numero tres. Szad "21 gramów". Tu już typowo ciężki zimowy klimat. Kolorystyka okładki i samej płyty cały czas kojarzą mi się właśnie z brudnym zimowym śniegiem. Lepszej płyty na posłuchanie do zatłoczonego autobusu, pełnego ludzi nie ma. Ale tylko zimą, kiedy jest ciemno, w innym przypadku nie da się tak w pełni czuć tego klimatu brudnego, niebezpiecznego miasta, żyjącego drugim mniej przyjemnym niż to codzienne życiem. Do tego genialne ciężkie bragga, dające siłę na brnięcie w tym pieprzonym śniegu po kostki. Poza tym strasznie lubię słuchać tej płyty podczas długich wieczornych rozgrywek w jakiegoś fajnego rpga w sobotni, zimowy wieczór ;).

Oj, rozpisałem się! Jak tak dalej pójdzie to za dwa dni nie będę miał o czym pisać, bo wyłożę wszystkie karty na stół. Ale cóż, tak to u mnie bywa - albo nic, a jak już coś to tyle, że nie da się ogarnąć ;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz